W końcu się odważyłem. Postanowiłem, pracując z klasą I LO, nie realizować treści związanych z historią starożytną. Mój pierwszy merytoryczny temat brzmiał „Jakie państwa istniały w Europie na początku X w. n.e.?” Minął od tej pory miesiąc i pewnie za szybko na wnioski ostateczne, ale już muszę powiedzieć, że czuję się tak, jakbym na długą wyprawę wziął plecak o połowę lżejszy. Czy przyznaję się tym samym do braku realizacji podstawy programowej? Nie wiem. Do końca nie jest dla mnie jasne, czy obecnie jestem zobligowany do „robienia wszystkiego po kolei”, czy też mogę, w ramach swojego programu autorskiego nieco przestawić treści. Mój blogowy kolega Kuba uważa, że mogę żonglować treściami w starożytności i średniowiecza tylko w pierwszej klasie. Mam nadzieję, że jednak się myli. Tak czy inaczej skoczyłem i obecnie lecę w dół mając nadzieję, że czeka mnie tam miękkie lądowanie.
Czytaj dalej... "Nie „robię” starożytności"Tagi: początek roku
Trzy postanowienia na nowy rok

Powoli wracam myślami do szkoły. Szczerze powiedziawszy nie wiem, czy z niej w ogóle przez wakacje wyszedłem. Wydaje mi się, że przez cały czas, choćby z tyłu głowy, kombinowałem, w jaki sposób ugryźć podstawę, która w zasadzie ubezwłasnowolnia, wymaga, żeby nauczyciel na dany znak ruszył jak sprinter pełnym gazem do przodu i nie oglądając się na boki mknął tak szybko, jak umie, do przodu, w stronę mety.. Obok inni nauczyciele równie chyżo będą biegli do mety, jedni szybciej, drudzy jednak trochę wolniej, ale dystans trzeba przebiec. Na komentarz przyjdzie czas na mecie. Straszne to bardzo i niepotrzebne, bo w tym biegu zapominamy o uczniach, którzy starają się nad nami nadążyć. Ci najsłabsi szybko odpadną, a najlepsi, dobiegną z nami i dostaną kwit na “dobrego ucznia z historii”, co nie będzie prawdą, gdyż nie są oni dobrzy z mojego przedmiotu tylko z pogoni za nauczycielem. Mam nadzieję, że nie pogubiłem się w tej metaforze.
Rok temu wypisałem tu swoje postanowienia na następny rok. Przeczytałem je ponownie i muszę powiedzieć, że oprócz jednego punktu (wychodzenie z klasy) udało mi się jakoś wypełnić resztę w miarę dobrze. Pozostaje odpowiedź na pytanie “co dalej”? Podnoszę sobie poprzeczkę.

Postanawiam więc, że w nadchodzącym nowym roku szkolnym, ucząc historii, będę bardziej, mocniej i wyraźniej zwracał uwagę na otaczający nas współczesny świat i tematy, które podejmę, będą tłumaczyły dlaczego jest, jak jest.
Teraz będzie kolejna i na szczęście ostatnia metafora... To trochę jak z rośliną o długich korzeniach. Historia to korzenie, które w dużej mierze wpływają na stan, w jakim jest roślina. Dlatego będę tłumaczył to, co widać (roślina), tym co było, czyli tym, czego nie widać (korzenie).
Włożę do głów moich uczniów niewiele dat, za to takich, które będą im dawały poczucie bezpieczeństwa w chronologicznym rozumowaniu.. Mam taki pomysł, żeby wprowadzić trzydzieści dat na wszystkie lata edukacji historycznej. Dopiero potem się od nich odbijać. Wiem, nie da się. A może się da?
Uczniowie będą czytać dłuższe teksty. Częsta nieumiejętność i niechęć do czytania dłuższych materiałów nie jest nowym zjawiskiem, ale nie można czytania zastąpić filmami. Moim zdaniem jednak warto się zastanowić, co młodzi ludzie powinni czytać. To nie muszą być podręczniki, których głównym zadaniem jest zapewnienie uczniowi treści do zapamiętania. Wolę treść przeżucić na siebie lub przerzucić na video. Chciałbym, by czytali na lekcji źródła, a poza klasą - popularne publicystyczne teksty o historii, które mogą być punktem wyjścia do dyskusji.
To mój dwudziesty któryś początek roku. Jak zwykle czuję tremę i mam wiele nadziei. Jak zawsze. Z wiekiem nie przechodzi. Na szczęście.
Po co uczymy historii

Przed nami kolejny rok szkolny. Rok ważny z wielu względów - niektórzy z nas zaczną uczyć podwójny rocznik, inni zmierzą się może z nową klasą i nowymi treściami, których nie uczyli od wielu lat. Mamy też wybory parlamentarne, które na pewno w nieco dłuższej perspektywie będą miały znaczący wpływ na to, czego i jak uczymy. Jesteśmy też przed kolejną odsłoną niekończącej się dyskusji z uczniami o tym, po co w ogóle uczymy się historii. Poniżej moja osobista lista mniej lub bardziej popularnych odpowiedzi uczniów na to pytanie z subiektywnym komentarzem do każdej z nich:
Chyba na pewno
Rok szkolny jeszcze się nie rozkręcił. Uczniowie, co zrozumiałe, są mentalnie nadal raczej na wakacjach niż w klasie. W tym roku nowa podstawa programowa w czwartej klasie przewiduje (po zwyczajowej rozgrzewce poświęconej samym źródłom) lekcje dotyczące najważniejszych polskich bohaterów. Pisaliśmy już bez entuzjazmu na temat takiego podejścia. Warto jednak pamiętać, że to przede wszystkim od nas - nauczycieli zależy, co zrobimy z nową podstawą. Będę się więc starał materiał IV klasy wykorzystać tak, aby nauczyć tego, co uważam za najważniejsze: myślenia historycznego.
Pracę ze źródłami na tym początkowym etapie uczenia historii zaczynam od fotografii. Uczniowie rozmawiają o nich znacznie chętniej niż o tekstach.