W czasie przerwy świątecznej media informowały o zorganizowaniu w jednej ze szkół akademii, w trakcie której pokazano sceny mordowania ludzi przez innych ludzi. Dzieci odgrywały sceny zabijania.

Za wPolityce.pl cytuję oświadczenie szkoły:
„Ta niezwykle wzruszająca sztuka, przypominająca o tragicznych losach polskich dzieci wysiedlonych z Zamojszczyzny do obozów przejściowych w Zamościu i Zwierzyńcu, była hołdem złożonym ofiarom hitlerowskiej napaści na Polskę w czasie II wojny światowej.”
Pojawiło się sporo komentarzy do powyższego wydarzenia, ukazując polaryzację także wśród nas, nauczycieli. Pod oświadczeniem szkoły można przeczytać opinie obu stron. Odnoszę wrażenie, że w obecnej sytuacji społeczno-politycznej nawet oczywiste rzeczy stają się przedmiotem nie tyle dyskusji, co okopywania się na swoich stanowiskach. Zostawiam więc na boku nazywanie tego wydarzenia, aby zastanowić się: co chciano uzyskać? Jaki był cel wychowawczy tego spektaklu? I jakimi metodami ten cel postanowiono osiągnąć?
Podążając za oświadczeniem szkoły, przyjmuję, że chodziło o ukazanie tragicznych losów dzieci zamojszczyzny. Zakładam również, że chodziło o wstrząśnięcie emocjami młodych ludzi i odtworzenie tragicznych wydarzeń.
Przyjrzyjmy się dokładnie tej fotografii.

Budzi ona we mnie takie wątpliwości:
Jeśli uznajemy, że to “ukazanie”, aby “wstrząsnąć”, to czy osoby odpowiedzialne wiedzą, jakie efekty na psychice ludzi wywołują sceny mordowania i udział w wojnie? Czy wiedzą, czym jest zespół stresu pourazowego? Czy dzieci otrzymają odpowiednie wsparcie? No bo skoro ma wywołać efekt, to trzeba się z tym liczyć.
Czy uczniowie odgrywający rolę katów i ofiar wiedzą i rozumieją, co się tak naprawdę stało?
Jeśli jednak uznamy, że to tylko “inscenizacja” i “na niby”, to czy nie grozi nam sytuacja, że uczniowie widzący prawdziwe nieszczęście przejdą obok niego obojętnie? Czy jeśli jesteśmy skłonni sprowadzić mord do “teatrzyku”, to czy nie sprowadzamy dramatycznych wydarzeń do kuglarskich sztuczek mających bawić tłum? Czy dzieci w pasiakach, leżące na liniach zaznaczających rzuty osobiste w koszykówkę, nie pokazują tragicznych wydarzeń w krzywym zwierciadle?
Jaki naprawdę efekt, jakie wrażenie wywołuje widok “ciał” - czystych, najedzonych, zdrowych, ubranych w pasiaki i niepasujące do sytuacji skarpetki, leżących przed ubranym na galowo pocztem sztandarowym?
Czy żeby mówić o tragedii trzeba ją odtwarzać? Ubierać starsze dzieci w stroje SS-manów? Inne ubierać w pasiaste piżamy? Na ile realistycznie? Gaz można pokazać ciemnym dymem. A co jeśli ktoś kiedyś będzie chciał pokazać ćwiartowanie św. Wojciecha?
Mam wrażenie, że pomyliliśmy epatowanie tragedią z empatią dla ofiar. Epatowanie czy empatia?
Według ostatnich badań Polacy są na szarym końcu pod względem empatii wśród 63 badanych państw. Nie przejmujemy się losem innych, są nam obojętni. W tym kontekście i z mojej perspektywy retorycznym jest pytanie o to, czy uczestnictwo w tej „niezwykle wzruszającej sztuce” zwiększy poczucie zrozumienia czy pogłębi podziały?
Ta sztuka nie mogła się odbyć bez aktywnego udziału nauczyciela historii. Dlatego zabieram głos w tej sprawie. Nazwanie tego skandalem nie zmieni poglądów tych, którzy uważają mnie za lewackiego, zwariowanego nauczyciela. Napisać o tym, że to straszne, niepedagogiczne a nawet demoralizujące, to nic nie napisać.
Jednym z podstawowych zadań nas nauczycieli, szczególnie tzw. przedmiotów humanistycznych, jest uwrażliwić ucznia na drugiego człowieka. Nauczyć się go rozumieć, poznawać jego potrzeby i przyczyny trudnych decyzji. Udając zabijanie w szkole, nie realizujemy tego celu. Igramy z przeszłością, gdyż ją trywializujemy i grozimy przyszłości utrwalając w uczniach proste podziały.
Czytaj też: odpowiadamy na list małopolskiej kurator oświaty