Przeskocz do treści

Bitwa o Anglię. Dywizjon 303 w reżyserii Davida Blaira to pierwszy z dwóch filmów, ukazujących się w tym roku w naszych kinach na ten temat. Nie chcę tu pisać recenzji filmu. Chciałbym tylko podzielić się kilkoma uwagami dotyczącymi możliwości jego wykorzystania na lekcji lub w rozmowie ze swoimi dziećmi. W kinie byłem z moim 13 letnim synem, któremu film się bardzo spodobał, więc poniższe przemyślenia są efektem naszej rozmowy po seansie.  Osobiście przypomniałem sobie emocje związane z książką Arkadego Fiedlera, z którą razem z pilotami latałem walczyć z Messershmittami.


Co młody człowiek przed filmem wiedzieć powinien? Film zaczyna się w 1940 zaraz po klęsce Francji. Skupia się na wydarzeniach z sierpnia i września tegoż roku. Warto może więc przedtem powiedzieć kilka słów o kampanii wrześniowej i fakcie, że wielu polskich żołnierzy znalazło różne drogi do Francji właśnie a potem Anglii. Same działania pokazane są zgodnie ze znaną pewnie bardziej pokoleniu starszych, fiedlerowską narracją. Ci, którzy czytali książkę, nie powinni się czuć zaskoczeni. Film kończy się w 1945 i scenami, które rozgrywają się na tle defilady zwycięzców, która odbywa się  bez Polaków. Przed filmem może warto wytłumaczyć młodszym z widzów, dlaczego, jak mówi bohater filmu „nikt nie chce zdenerwować Stalina”

Spitfire

O czym można porozmawiać z uczniami po filmie takim jak „Bitwa pod Anglię. Dywizjon 303”? Autorzy tego filmu, przedstawiając znane epizody z życia słynnych pilotów, skupili się głównie na postaci Jana Zumbacha. Pokazano też losy innych pilotów, którzy nie tylko prowadzą walkę na niebie, lecz także wracają wspomnieniami do Polski. Te retrospekcje pokazane są w sposób bardzo subtelny i kontrastują ze scenami ukazującymi wyobrażenia pilotów na temat sytuacji osób, które pozostały w Polsce.  Ma to duży wpływ na to co czują i jak walczą Polacy. Chyba skupiłbym bym się właśnie na tym. Problem odwagi lub jej braku, chęci zabijania, zemsty, Niemca jako wroga czy też człowieka jest przedstawiony tak, że pozwala zadać kilka ważnych pytań uczniom. Na pewno, co należy pochwalić, autorzy filmu nie podają na tacy łatwych odpowiedzi.

Poniższe pytania zostały zainspirowane pofilmową rozmową

Czy film pokazuje prawdę? Na pewno nie. Przecież nie o to chodzi, żeby po wyjściu z kina powiedzieć “tak właśnie było”.  Z tego prostego powodu, że jest dziełem artystycznym, jedną z interpretacji. Każdy z nas kto czytał Fiedlera lub słyszał inne opowieści o Dywizjonie wie, że najwięcej samolotów zestrzelili, że była w nich ułańska fantazja, że Anglicy nie ufali im na początku, że mieli problem z językiem, że był wśród nich Czech, że Urbanowicz to dżentelmen a Zumbach narwany, że podobali się angielskim dziewczynom. Tak więc film na pewno powiela znaną, ułańską historię pilotów. Robi to dobrze i solidnie na poziomie filmowym. Jest może kilka scen, które niepotrzebnie biją patosem, są wypowiedzi, które skierowane są bardziej do widza, by ten lepiej zrozumiał kontekst. Film w dużej mierze jest jak lekcja historii w stylu epickiego wykładu, jak wykład multimedialny. Nie, film nie pokazuje prawdy, bo jej się nie da pokazać. Możemy najwyżej zobaczyć, jak sobie ją wyobrażamy, jak ją chcemy widzieć, jak chcemy zapamiętać pilotów.

Co w filmie uwiera? Ciekawe, czy coś będzie razić młodych ludzi. Mnie chyba niepotrzebnie raziło stereotypowe ukazanie Francuzów (leniwi i raczej tchórzliwi), Anglików (dumni, śmieszni i sztywni), no i mimo wszystko Niemców, którzy albo są martwi, abo butni, albo zrezygnowanie z wściekłością trzaskają drzwi samochodu patrząc na dymiące samoloty z czarnym krzyżem.. Chętnie przekonam się, czy uczniowie też dostrzegają takie uproszczenia.

Czy iść na film? Tak. Na pewno warto zobaczyć, w jaki sposób polsko-angielska produkcja radzi sobie z tematem, który rozpalał wyobraźnię młodych czytelników kilka dekad temu. To również dobry film, by podyskutować o tym, jak tworzy się popularną historię, by wzruszyć, podnieść na duchu czy nawet rozśmieszyć. Mnie jednak cieszy najbardziej, że na tym filmie nie cierpiałem z powodu przeromantyzowanej, słodko-heroicznej narracji, która tak mocno ostatnio szkodzi temu, jak postrzegamy historię.

Zacznijmy od deklaracji, którą często można przeczytać w pracach naukowych: celem niniejszego wpisu nie jest wyczerpanie tematu ani nawet podsumowanie tego, co do tej pory napisano ten temat. Byłem po prostu na kilku szkoleniach, przeczytałem parę metodycznych artykułów i mam w temacie kilka swoich przemyśleń. Nie wiem już teraz, co jest moim własnym odkryciem, a co wypracowałem sobie samodzielnie. Uznajmy więc, że poniższa lista jest moją własną sałatką, na którą składają się przemyślenia i doświadczenia własne w sosie dobrych praktyk zaczerpniętych z innych źródeł.

Trzeba też pamiętać, że akurat w kwestii materiałów multimedialnych, do których należy film, czas i postęp ma ogromne znaczenie. Dostępność, a przede wszystkim łatwość korzystania z takich pomocy jest w tej chwili o wiele większa niż kilka lat temu. Czytaj dalej... "Jak oglądać filmy fabularne na lekcjach historii?"

Nic nie poradzę na to, że Gwiezdne Wojny to moja ulubiona epopeja. Wiem, że jest Dostojewski, Czechow, Reymont i Prus a nawet Dumas. Jest jednak grudzień i za chwilę na ekrany kin wejdzie kolejny film z serii, która od 1979 (dla mnie od 1982) jest źródłem wzruszeń, ekscytacji, inspiracji i różnych odniesień zarówno do tego co „tu i teraz”, jak i do tego, „co dawno, dawno temu, ale nie w odległej galaktyce”.

Nie wiem, ile już razy “kupowałem” uczniów swoją wiedzą na temat „starłorsów”, znajdowałem dzięki temu z nimi wspólny język czy w końcu … korzystałem z nich na lekcjach historii. Poniżej, z okazji premiery ósmej części NAJLEPSZEGO FILMU NA ŚWIECIE - „The Last Jedi” osiem moich „epizodów” lekcyjnych, w których nawiązuję wprost do Star Wars. Czytaj dalej... "R2D2 a lekcje historii"